MIESZ KA NIE

Więc było lepiej. Przestrzeń dała mi się posmakować. Chociaż kot wariował w nocy i nie pozwalał zasnąć, było niezle. Do tego stopnia, że na myśl o powrocie do mieszkanie rodziców zrobiło mi się smutno. I rano było dobrze, zbudziłam się wcześnie, jak lubię, i pierwszy raz od jakiegoś czasu nie czułam wielkiej niechęci do tego aby wstać. Tylko trochę rozleniwienia. Poleżałam i wstałam. Słońce wschodziło gdzieś od strony okien, przedzierało się przez opuszczone maty i przez szparę otwartego okna. To było miłe. Postawiłam stopy na równie miłej podłodze. Słyszałam, że Jesze już wstał. Michałek trochę się spocił pod grubą kołdrą. Ułożyłam go, wierzgającego nogami i przekręcającego się na wszystkie strony przez sen, i poszłam spytać Jeszego, czy zajrzy do Michała kiedy będę się myć. Wszystko było ok. Nawet skoncentrowany strumień prysznica, który trochę chłostał zamiast miło masować wodą, ale nie umiałam go zmienić. Przynajmniej mniej się napryskało. Po co mieć taką dużą wannę bez korka? Wolałabym brodzik. Jesze nawet pożyczył mi szampon do włosów. Potem gdy gotowałam sniadanie rozmawialiśmy. Opowiedział mi o wczorajszym dniu i o procesie, który toczy się między nim a Kacprem. O tym jak Kacper zapachem swojego potu zawłaszcza przestrzeń i próbuje go zdominować. O tym, że było mu z tym trudno. Że się Kacprowi nic nie chce, dnie spędza w letargu żeby w nocy siedzieć w internecie, że unika życia i że Jeszemu jest tu u nich zawsze ciężko, lecz mimo to wraca. Że najpierw wszystko posprzątane, ugotowane, bo się długo nie widzieli, a potem coraz gorzej i źle. A wczoraj tuż przed wyjściem Kacper spytał go jeszcze, czy może umyć po nim wanne. Że tak się przepychają, ale to Kacper jest górą, przytłacza Jeszego swoim niechlujstwem, bezwładem, depresją. I że on Jesze się cieszy, że wczoraj to Kacprowi powiedziałam, że nareszcie od kogoś to usłyszał. A ja powiedziałam mu o tym, że mówiłam to z wielkim trudem, bo Kacper nie chciał usłyszeć, dobrze że dowiedziałam się od Jeszego co zaszło, o co chodzi, bo miałam już wątpliwości czy ja nie świruję, czy to nie moja paranoja... I o tym też, jak mi było trudno i czułam się przytłoczona bałaganem który Jesze stworzył czy dołożył i że nie chciało mi się tu być, było ciasno, nieprzyjaznie. Jak mi z tym trudno, bo spod czegoś takiego niełatwo wyjśc, trudno z tego się wydobyć i żyć, to przygniata chęć życia, trudno w takiej zagraconej, zaśmieconej przestrzeni się poruszać, i że coś takiego mam u rodziców. I że on sam był zamknięty, bez kontaktu, jednocześnie rozparty w tym miejscu, az nie miałam jak oddychać i wrocił ból głowy. Wszystko mi się ułożyło: Kacper przytłoczył Jeszego panoszącym się bezwładem a potem Jesze odreagowywał, przeszedł na drugą stronę i przytłoczył w taki sposób mnie. I juz zdawało się, że się dogadaliśmy. Ubrałam Michałka, śniadanie smakowało, Michał coraz lepiej dogadywał się z kotem i zainteresował zabawkami. Chciałabym tu zostać. Ale jest mi potrzebna twoja pomoc. W noszeniu roweru po schodach. Więc nie zostanę sama. Jeśli zgadzasz się pomagać mi z rowerem i dbać razem ze mną o porządek, o to miejsce, to zostanę. Nie wiem jeszcze tylko co Michał, czy wieczorem będzie chciał tu przyjść.
Ucieszyłam się, przedtem w tym wszystkim nie było nawet miejsca, żeby powiedzieć że cieszę się ze spotkania. Zresztą wcale nie czułam wtedy tej radości, zwiała. Teraz wróciła. Fajnie. Lecz po chwili Jesze przypomniał sobie, ze dziś chyba, ma w komorce zapisane, jakiś warsztat, spotkanie. Fundacja, organizacja, nazwa, tak to dziś. Od 18.30 do 20 czy coś. Tak? No. Acha. No to nie pomieszkamy razem. Szkoda. Musisz iść? No, chcę iść. Potrzeba kontrolowania sytuacji? U mnie też ją podejrzewa. A może mogłabyś się tak zmobilizować, i.., jakoś byś dała radę wnieść ten rower. Nie Jesze, Nawet nie chcę się tak mobilizować. Może byś dała radę? Jakbym dała z siebie wszystko to pewnie bym dała radę i pewnie bym nie umarła. Ale to za dużo by mnie kosztowało. Znam ten rower i siebie. Przecież wczoraj sam ledwo go wniosłeś, nie pamiętasz? Narzekałeś że jest taki ciężki i niewygodny, zupełnie inny niż Kacpra. A może i ja też mam potrzebe kontrolowania? Powiedziałam, że smutno mi, że on wybiera kolejne spotkanie – warsztat, zamiast żywej osoby, mnie. Że on też mogłby się zmobilizować i obejść bez jeszcze jednego warsztatu. Odpowiedział że to co innego. Zaczęłam się nakręcać, czułam zranienie i złość: niektórzy cenią ksiązki bardziej od ludzi, a inni warsztaty bardziej od żywych ludzi i życia. Byłeś już na tysiącach spotkań i warsztatów. Tam też są ludzie. Tak, w autobusie też są ludzie. OK. Trudno, będzie tak jak było, pomyślałam. Pozbierałam rzeczy i przygotowałam Michała do wyjścia. A teraz zniesiesz mi rower?
Jesze niósł rower po schodach, który sam jednak nie chciał zjeżdżać, jak przypuszczał wcześniej rozmawiając ze mną. Schodziłam z Michałem powoli. Tym razem szedł sam na nóżkach, opowiadając o poręczach, zaglądając na parapet, do skrzynek, powoli. Na dole zauważyłam, że stoi tam przypięty do poręczy czyjś rower. Znów zdecydowałam się nagiąc, nie stawiać wszystkiego tak ostro. A może, wrocilibyśmy tu jednak? Przypięłabym rower tu na dole, a jakbyś przyszedł to byś go wniósł? To jest jakieś rozwiązanie, odpowiedział. I znów myślałam, że się dogadaliśmy, znależliśmy wspolny grunt, czy tez może kompromis. Poprosiłam jeszcze, żeby nie zostawiał po sobie bałaganu. No.. tak w ogóle to lubię porządek, ale jak tak mówisz, to nie wiem... Odpowiedział. To dla mnie ważne, jeśli ma być bałagan to nie mam po co tu przyjeżdzać, to nie chcę tu być.. Zobaczę.. Zrób jak czujesz. To mieszkaj sam. I oddałam mu klucze, żeby przeciąc to całkiem, już ostro.
Jadąc, w drodze z Michałem, przyszło mi do głowy, że mogłabym pomieszkać w mieszkaniu Kacpra i Kasi z kimś innym. I że byłoby to dla mnie fajne.
Uważasz ze post był ciekawy, zapisz się na bezpłatny newsletter o pracy z ciałem:
Jesze niósł rower po schodach, który sam jednak nie chciał zjeżdżać, jak przypuszczał wcześniej rozmawiając ze mną. Schodziłam z Michałem powoli. Tym razem szedł sam na nóżkach, opowiadając o poręczach, zaglądając na parapet, do skrzynek, powoli. Na dole zauważyłam, że stoi tam przypięty do poręczy czyjś rower. Znów zdecydowałam się nagiąc, nie stawiać wszystkiego tak ostro. A może, wrocilibyśmy tu jednak? Przypięłabym rower tu na dole, a jakbyś przyszedł to byś go wniósł? To jest jakieś rozwiązanie, odpowiedział. I znów myślałam, że się dogadaliśmy, znależliśmy wspolny grunt, czy tez może kompromis. Poprosiłam jeszcze, żeby nie zostawiał po sobie bałaganu. No.. tak w ogóle to lubię porządek, ale jak tak mówisz, to nie wiem... Odpowiedział. To dla mnie ważne, jeśli ma być bałagan to nie mam po co tu przyjeżdzać, to nie chcę tu być.. Zobaczę.. Zrób jak czujesz. To mieszkaj sam. I oddałam mu klucze, żeby przeciąc to całkiem, już ostro.
Jadąc, w drodze z Michałem, przyszło mi do głowy, że mogłabym pomieszkać w mieszkaniu Kacpra i Kasi z kimś innym. I że byłoby to dla mnie fajne.
Uważasz ze post był ciekawy, zapisz się na bezpłatny newsletter o pracy z ciałem:
Komentarze
Prześlij komentarz