Przestrzeń
Ból we mnie, że brak przestrzeni. Smutek, że jej nie mam. Że nie mam przestrzeni aby się podziać. W niej. I mobilizacja, żeby coś zrobic, żeby ją zdobyć. Otworzyć coś, co jest zamkniete, co oddziela mnie od niej. I znajome odczucie, że się duszę, że ciężar przygniata mi piersi, że sercu ciasno, a powietrze z trudem przeciska się przez gardło. A procz powietrza chce przez nie przejść i ten ból i smutek. I popłynąć, a jak popłynie, to już będzie dobrze. Ale nie wchodzę w to, bo jestem tu, u moich rodziców w ich ciasnym, brzydkim mieszkaniu, z nimi, którzy zamknięci są.
Dziś doświadczyłam przestrzeni. Najpierw idąc starą, praską ulicą. Szeroką, a przy tym spokojną. Odnowioną, Stara Praga przyprawiona szczyptą luksusu. To nie był klimat śródziemnomorski, ale miał w sobie coś swobodnego, miejsce na oddech i odprężenie ciała. Potem mieszkanie Kacpra. Duże pokoje, wysokie sufity. W tych pokojach psychodeliczna muzyka miała się gdzie pomieścić. Muzyka wraz z przestrzenią budziły ciało do tańca. Ściany, sufity, podłogi, były przyjazne dzwiękom i ruchom. Formy, umieszczone w tych wnetrzach były szlachetne i marginalne. Królowała przestrzeń. Ludzka aura, moja aura, miała dość miejsca by rozwinąć skrzydła, zaczęła sie budzić. Dusza zaczęła się budzić.
Potem znów szerokie ulice, wysokie kondygnacje i sporo spokoju. Bez nachalności Śródmieścia. I jazda autobusem z powrotem, jak przejazd tunelem czasu do poprzedniej rzeczywistości, znanej na co dzień, niechcianej, męczącej. I ból, smutek, tęsknota, poczucie, że duszno i ciasno. Zamknięte. Zatrzymany przepływ. Po co tu wracam? Czy musiałam tu wrócić? Wracam, żeby być choć trochę u siebie. Tu nie jestem u siebie, ale mam trochę prawa, by tu być, jakby u siebie. Bezterminowo. Nigdzie indziej nie mam choć trochę tego prawa. Zewsząd poza tym, muszę odejść. Prędzej czy pózniej, raczej prędzej.
A przestrzeń nie jest brakiem ograniczeń. Przestrzeń ma kształt, frakturę, kolor. A przez to rytm. I jest czyjaś. Gdzie jest moja przestrzeń? Tu? Gdzie tak ciasno? Nie, tu nie jestem u siebie. W mojej pracowni również nie jestem u siebie. Czy jest gdzieś moja przestrzeń? I skąd ona się bierze?
Jem. Bo jakiś niepokój, zniecierpliwienie, jakies niewidoczne drżenie. I chęc żeby to zakorzenić. W czymś zanurzyć. Coś tym wypełnić. Ugruntowac to w czymś, jak prad elektryczny, żeby spłynął do ziemi.
Dobrze, że to doświadczenie wytrąciło mnie z ciasnego, codziennego snu. Ale co dalej? Co teraz?
Pieniądze, przestrzeń i czas. Wszystko jedno.
Oddychać i cieszyć się byciem - to przestrzeń. Nie wypełniać czasu ciasno. Po brzegi. Nie strukturalizować, nie organizować w całości.
Uważasz ze post był ciekawy, zapisz się na bezpłatny newsletter o pracy z ciałem:
Komentarze
Prześlij komentarz